Prawdziwe arcydzieło , klasyka kina a zarazem klasyk wśród westernów.Perfekcyjnie zrealizowany , wciągający od pierwszej minuty , trzymający w napięciu , ani na moment nie nudzący i niosący ze sobą przesłanie na temat życia.A także fantastyczny klimat , wyśmienite dialogi , rewelacyjna muzyka wspaniałe zdjęcia oraz genialne role Clinta Eastwooda , Gene'a Hackmana ( jak najbardziej zasłużony oscar ) i Morgana Freemana.Moja ocena 10/10 gorąco polecam.
Jeden z najlepszych filmów w historii.
Klimatyczny, trzymający w napięciu, świetnie wyreżyserowany.
Także gorąco polecam.
Moje 3 grosze - obejrzałem w końcu Bez przebaczenia i z krzesła mnie nie zwalił, choć czytając wcześniej pompatyczne recenzje przywiązałem się do niego lassem... film gloryfikuje zabójców, ludzi wyjętych spod prawa i nawet największa miłość do dzieci i żony, tego nie zmieni. Nadto - moja pretensja - niby dlaczego zwyrodnialec, który okaleczył prostytutkę ma za to zapłacić życiem ? Gdzie adekwatność ? Umiar ? Dlaczego to do odstrzału idzie i jego kompan, który był Bogu ducha winien ? Nie miał udziału w okalaczeniu - jego "wina" taka, że był w złym miejscu... ten film nie jest ani mistrzowski, ani bardzo dobry, klasą pozostaje Rio Bravo, gdzie czarne jest czarne a białe białe. Jak przystało na western.
''...klasą pozostaje Rio Bravo, gdzie czarne jest czarne a białe białe. Jak przystało na western.''
''Bez przebaczenia'' jest antywesternem pokazującym, jak naprawdę wyglądał Dziki Zachód.
I tyle ode mnie.
"Bez przebaczenia jest antywesternem pokazującym, jak naprawdę wyglądał Dziki Zachód.
I tyle ode mnie."
Dobre, dobre, zły dzień dziś mam ale się zaśmiałem na głos dzięki.
Właśnie chciałem to skomentować ale zobaczyłem twoją odpowiedz i już nie muszę.Krótko i idealnie w punkt.
Jego kompan na początku trzymał prostytutkę, ale kiedy zobaczył, że to za daleko brnie zaczął go od niej odciągać, ale i tak się z Tobą zgadzam. Dodam tu jeszcze bezsensowne zakończenie (chodź od momentu spotkania przy drzewie zapowiadało się naprawdę dobrze), a mianowicie Bill zabił w barze 5 opryszku i reszta uciekła co jeszcze rozumie, ale kiedy wychodzi z "saloonu" i krzyczy bez sensu, że jeśli ktoś będzie strzelał to się zemści (czy jakoś tak), o dziwo wszyscy posłuchali i puścili go wolno, w rzeczywistości nie miałby szans za dużo ich było, no i oczywiście pochowani (paranoja).
Wybacz, ale chyba nie zrozumiałeś przesłania tego filmu, to nie jest spaghetti western "gdzie czarne jest czarne a białe białe".
Ten film miał wywołać takie uczucia, choćby czy kara jest adekwatna, kto jest dobrą postacią a kto złą, czy w tym filmie są w ogóle takie.
Ostatnia scena - nie zauważyłeś nawiązania do wypowiedzi Anglika Boba, drżąca ręką podniesiona na monarchę, czy do wypowiedzi Małego Billa z aresztu?
Film nikogo nie gloryfikuje, nikogo nie potępia, w rzeczywistości nie jest łatwo z zimną krwią podnieść broń by zabić.
btw - Bill nie zabił 5 opryszków, tylko marshali.
'Wybacz, ale chyba nie zrozumiałeś przesłania tego filmu, to nie jest spaghetti western "gdzie czarne jest czarne a białe białe".'
Pełna zgoda. Tego nie można oglądać 'white hat - black hat'.
Wcale ich tak dużo nie zostało.Byli przerażeni bo parę minut wcześniej zastrzelił kilka osób naraz w tym szeryfa którego uważali za kogoś kogo nie można pokonać :)Właśnie świetnie pokazuje czym jest strach żaden nie chciał zaryzykować i skończyć jak koledzy parę minut wcześniej.Możliwe że by go zastrzelili ale ze sobą zabrał by jeszcze kogoś bo był bardzo opanowany w tym co robi a oni wręcz odwrotnie.
Dokładnie tak. Po prostu bardzo dobry film i tyle. Reszta to ideologia tych którzy w głębi duszy sami chcieli by bezkarnie mordować i zabijać. Wg mnie dobrze było ukazane w tym filmie że wszyscy byli siebie warci.
Odpowiem w kwestii kary za okaleczenie, czy szeryf wszechwładny ukaral sprawców tego czynu, nie, najpierw miał wymierzyć chłostę, później z tego zrezygnowal, później wymyśli, że mają podarować konie Chudemu, czyli właścicielowi lokalu. W obliczu takiej niesprawiedliwości dziewczyny wzięły sprawę zemsty w swoje ręce i tyle na temat adekwatności kary w stosunku do czynu. Poza tym nie zapominaj kiedy i gdzie to się działo...
Osobiście doceniam grę aktorską itp - ale czy Ty poważnie uważasz, że ten film był wciągający od pierwszej minuty? I serio te dialogi takie kozackie? Przecież niektóre sceny i dialogi były wręcz niepotrzebne...
Finalna, kluczowa scena przecież naciągnięta w cholerę... Po pierwsze - Munny nie spodziewał się, że będzie niewypał, a więc zanim zdążyłby sięgnąć po druga broń, to doświadczeni rewolwerowcy już dawno by go zastrzelili. Choćby szeryf zdążyłby doskoczyć do niego... Ta scena była kosmicznie niepoważna.
Jeśli przymrużyć oko na to w/w naciągnięcie, to przecież później nie wystrzelałby wszystkich jak kaczki, tylko byłaby gruuuba strzelanina! A nie, że główny bohater celuje sobie do każdego, kto na niego celuje i po kolei wszystkich wybija.
Zauważyłem pewną smutną tendencję to zbyt wysokiego oceniania starych filmów, tak jakby każdy stary film ze znanym aktorem musiał być od razu klasykiem 10/10. Dużo naciąganych scen, bardzo dużo. Wielkich "zaskoczeń" również nie było, no chyba, że ta finalna scena - tak bardzo nieprawdopodobna, że aż mnie zaskoczyła : D
Moim zdaniem, oceniając film jako CAŁOŚĆ (a nie "za Clinta") nie ma opcji, żeby wystawić tak wysokie oceny, jakie ten film zebrał na filmwebie.
Nuda -> trochę akcji i kilka dobrych dialogów -> nuda -> naciągnięty finał -> napisy końcowe.
Taaa...Mocny , klarowny film , ale jak mawiał klasyk : "przyjdzie jakaś świnia , i wszystko zepsuje"..
TheSeQa, jakbyś poczytał trochę o tym jak naprawdę wyglądały czasy rewolwerowców i jaki dysonans wywoływali bajkopisarze wyolbrzymiając wszystko w kosmos, żeby było poczytne to byś zrozumiał, że właśnie ta ostatnia scena nie jest naciągnięta. Dlaczego?
Krótka piłka - psychologia. Kiedy Ned, będąc uwięziony przez Małego Billa w końcu powiedział, że tym drugim jest Will Munny, wszyscy obsrali zbroje, bo słyszeli o takim bandycie tylko w legendach. Co więcej, Mały bill pieprzył cały film o tym jak zachowuje się prawdziwy rewolwerowiec, wyczuwa moment i działa spokojnie. Dokładnie to widać w ostatniej scenie, kiedy William po niewypale rzuca w Billa dubeltówką, przez co tamten nie zdąża dobyć broni. Will był bandytą, doskonale wiedział co robić, bo miał doświadczenie.
Co więcej, w saloonie tylko Mały Bill miał jakiekolwiek doświadczenie. Reszta to były nieopierzone chłystki, które korzystały z tego, że mogli nosić broń. Na tym polegała ich przewaga, czuli się mocni bo mieli rewolwer w kaburze, a w mieście przecież innym nie było wolno. Jak zobaczyli skurczysyna, który wlazł z bronią i zaczął strzelać, to po prostu posrali się w gacie, bo nie mieli okazji doświadczyć takich rzeczy. Tym bardziej, że prawdopodobnie żaden z nich, prócz Małego Billa nie zabił nigdy człowieka.
Ten film pokazuje dokładnie jak psychika działa na człowieka, jak puste frazesy znikają w cholerę, kiedy faktycznie musisz komuś spojrzeć w oczy. Coś jak karateka, który ćwiczy parę lat, ale w prawdziwej sytuacji, gdzie jest zagrożony nie potrafi się obronić.
Dlatego w tym filmie nie ma dużo akcji. Podczas wojny secesyjnej wymierzono, że aby zabić jedną osobę, trzeba wystrzelać około dwustu pocisków.
Także rozumiem, że komuś się może film nie podobać, ale jak już rozmawiamy o realiach i "przegięciu" to niech chociaż dana osoba zna realia.
Tak, ostania scena równie wiarygodna jak finał w Transformersach. Głównego bohatera kule się nie imają. Logiki zero. Tu i tam chodzi o show efekt.
Jedyna rzecz w zwiazku z ktora mam watpliwosci to strzelanina na koncu. O ile jestem w stanie zrozumiec ze szeryf nie trafil, gdyz Munny sie uchylil, to ta kolejna dwoja strzelala i nie trafila ani razu ?
Emocje i może nigdy wcześniej nie byli w podobnej sytuacji. Jak dla mnie świetna scena.